piątek, 6 stycznia 2017


BAŁKANY  (sierpień 2016)


Pomysł podróży na Bałkany zrodził się na początku sierpnia 2016 roku. W zasadzie do tego czasu mało wiedziałam o tej części Europy. Uprzednio byłam jedynie w Bułgarii ale to były bardziej leniwe wakacje w Słonecznym Brzegu. Do wyjazdu zainspirowała mnie  jedna z koleżanek która także kocha podróżować. Zasadą jaką się kierowałyśmy było "wydać jak najmniej i odkryć/zobaczyć wszystko co jest tylko możliwe". Mowa tutaj o podróży stopem, tanimi autobusami, o noclegach u hostów (couchsurfing) czy spaniu na plaży. Jednym słowem "Witaj przygodo!"

Początkowo miałyśmy wyruszyć w dwie, gdyż jeśli chodzi o podróże stopem jest to duże ułatwienie. Po przemyśleniach stwierdziłyśmy, że każda z Nas dobierze po jednej osobie i pojedziemy większa 4-osobową grupa. Finalnie jednak okoliczności spowodowały, że wyruszyły trzy osoby. Celem podróży była Grecja (Ateny i Saloniki) oraz Macedonia.



całkowita trasa podróży
Dla ułatwienia i szybszego przedostania się do Grecji nieco nagięłyśmy zasady wyjazdu i wykupiłyśmy przelot z Warszawy do Aten (ok 160zł) oraz powrót z Skopje(Macedonia) przez Bratysławę(Słowacja) do Katowic (ok 250zł-samolot+Polski Bus). Dodatkowo zarezerwowałyśmy również nocleg w hostelach na dwie noce. (PS.  podróż trwała od poniedziałku do wtorku, także wylatując nie byłyśmy pewne gdzie będziemy spały pozostałe noce :D )

z Sotirisem (Ateny)
Wylot z Warszawy Modlin był późnym popołudniem tak więc w Atenach wylądowałyśmy ok 23:00. Tej nocy nie przypadał żaden z wcześniej zarezerwowanych hoteli. Planowałyśmy spać na lotnisku, bądź na plaży jednak ta jest nieco oddalona od centrum miasta. Przed wyjazdem jednak zamieściłam zapytanie na couchsurfingu. Nigdy uprzednio nie korzystałam z tej stronki, ale "raz się żyje" :D. Zdecydowałyśmy się. Wysłałam zapytanie odnośnie potwierdzenia do jednego z Greków. Powiedział że nie ma problemu. Poprosił jednak, żebyśmy przyjechały do wyznaczonej stacji metra, a stamtąd on nas odbierze. Gdy dojechałyśmy na wyznaczona stację otrzymałam wiadomość SMS "Sorry, I can't host you". Aż nas zamurowało bo w zasadzie nie wiedziałyśmy co w tej sytuacji zrobić😐 po chwili kolejna wiadomość "I'm joking, black humor" 😀. HAHAHA. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechaliśmy. Sotiris okazał się bardzo sympatyczny. Oczywiście nie brakowało jego czarnego humoru. Po powrocie i chwilowym odpoczynku udaliśmy się na spacer z jego psem Markosem. To był chyba najbardziej rozpieszczony pies jakiego widziałam 😀 Dużo rozmawialiśmy. Sotiris przygotował nam późną bo była już chyba 2:00 "kolacje" (😀 PS najlepszy sos do sałatki jaki jadłam).
Poza tym  dużo rozmawialiśmy o życiu w Atenach, o zainteresowaniach, jego pracy. Opowiadałyśmy również o Polsce. Oczywiście o tych pozytywnych sprawach. Jednym co nas zaniepokoiło była Jego reakcja w momencie gdy dowiedział się gdzie mamy jutrzejszy nocleg (jeden z noclegów wyszukanych uprzednio w Polsce). Mówił że jeśli chodzi o lokalizacje, transport miejski jest idealnie ale to ścisłe centrum czyli "najgorsza dzielnica Aten", gdzie to można spotkać uchodźców, narkotyki, rozboje itd. Troszkę nas zamurowało. Zaproponował kolejny nocleg, jednak nie chciałyśmy aby zmieniał plany zwłaszcza iż wspominał uprzednio ze kolejnego dnia wyjeżdża do rodziny. Nocleg w wyszukanym hotelu miał być tylko na jedną dobę więc zdecydowałyśmy się tam pójść. 


Kolejnego dnia z rana wstałyśmy, pożegnałyśmy się i pojechaliśmy zostawić w recepcji hotelu ciężkie plecaki. W dzień dzielnica nie wyglądała strasznie, na ulicach również było względnie bezpiecznie. Hotel w recepcji też nie odstraszał. Celem dnia był głównie Akropol. Okazało się, iż studenci z ISIC card mogą wejść za "free" w tych dniach. Była to fantastyczna wiadomość, gdyż zaoszczędziłyśmy jakieś 15/20euro 😁Musze powiedzieć ze Akropol robi wrażenieeeee! Poza tym wszystkie atrakcje starych Aten można również zobaczyć dzięki specjalnie przygotowanej kolejce, która obwozi po najważniejszych punktach. Bardzo fajna opcja, z której by też skorzystaliśmy. Koszt to ok 3Euro. Na dodatek bilet sprzedawała Nam Polka. ;)
Wieczór spędziłyśmy na plaży z pięknym widokiem pijąc piwko i jedząc arbuza 😁😁😁 W hotelu pojawiłyśmy się po północy. Wracając na "Omonię" (tak nazywała się ta dzielnica) byłyśmy lekko wystraszone. Troszkę pusto, wiele "zakazanych twarzy", poprzewracane śmietniki, ciemno. Niedaleko hotelu zapytałyśmy się jednej z osób o pobliski sklep spożywczy. Wskazał nam jeden nieopodal ale ostrzegał żeby nie szukać innego dalej bo jest niebezpiecznie. Po tych słowach żadnej na myśl nie przyszło, żeby pójść chociażby do tego pierwszego.  
"Omonia"- jedna z dzielnic Aten
W hotelu Pani w recepcji oddała nam plecaki pozostawione w recepcji oraz przekazała klucze do pokoju. Pierwsze wrażenie nie było złe. Cena nie była jakaś bardzo niska zwłaszcza, że w podobnej cenie bez problemu można wyszukać pokój w Hiszpanii czy Włoszech gdzie z reguły jest drożej. Troszkę dziwny był fakt, iż w hostelu było pusto. jedynie pokój obok było kilka osób. W zasadzie był środek nocy więc wszystko możliwe 😐. Zaraz po wejściu do pokoju i zapaleniu światła zobaczyłyśmy coś na ścianie. Były to PLUSKWY. Nigdy nie miałam styczności z czymś takim więc nawet nie wiedziałam co to za robactwo ale jedna z koleżanek je rozpoznała. Pluskwy to płaskie robaki o przekątnej ok 3mm. Ugryzienie, jeśli ktoś jest uczulony wywołuje powstanie bąbli z wodą na ciele, w dodatku pewnie dodatkowe objawy. Wolałam nie czytać na ten temat za dużo. W sekundę wyszłyśmy z pokoju i zaczęła się "wojna" przy recepcji. Początkowo recepcjonistka nie chciała nam oddać wpłaconych pieniędzy za nocleg. Powiedziała, że nie może tego zrobić i że jedynie może zmienić dla nas pokój na inny. Oczywiście się nie zgodziłyśmy, bo skąd pewność, że nie przejdą one do innego pokoju. Jedna z nas wykłócała się z szefem o zwrot pieniążków, a druga kombinowała gdzie pójść później 😀. Finalnie hotel zwrócił nam pieniążki, a ja wyszukałam rekomendowany hotel do którego później się udałyśmy.
Po całym zdarzeniu z ciekawości poczytałyśmy komentarze dotyczące zwanej "Omonii"- jednej z dzielnic centrum Aten. "Cooooo???!!". Generalnie poza uchodźcami, ciemnymi brudnymi ulicami, ktoś napisał że można tez tam spotkać alfonsów... Oczywiście żadna z Nas nawet nie wpadła na pomysł, żeby gdziekolwiek wychodzić w nocy. Nie ryzykowałyśmy widząc jak wyglądają t ciemne ulice. W zasadzie przed hotelem kręciło się kilku facetów, ale ciężko stwierdzić, czy byli oni podejrzani. Wiadomo trzeba być ostrożnym, nie prowokować sytuacji, ale nie można oceniać każdego zbyt szybko Niestety forma internetowe często przesadzają. Wtedy chciałam w to wierzyć :D Każda z Nas ma pewne doświadczenie życiowe, tak więc prawdopodobnie wyczułybyśmy zagrożenie. Nie mniej jednak nie spotkała Nas żadna z nieprzyjemnych sytuacji. 









Nowy hotel był zdecydowanie lepszy. Udając się tam w środku nocy wynegocjowałyśmy pokój z łazienką i wliczonym śniadaniem za 12euro/os/dobę. Fakt był to 2osobowy pokój ale co to za problem złączyć łóżka 😁. Z miejsca zarezerwowałyśmy ten właśnie hotel na 2 doby. Rozmawiając z recepcjonistą hotelu Stefosem, mówił on, iż wiele hoteli ma z tym problem. Pluskwy mogą być nawet w siedzeniach taxówek, gdyż lubią materace, siedzenia itd. Mówił, że powodem ich pojawienia w Grecji są uchodźcy. Wielu z nich nie jest biednych, więc stać ich  na wynajęcie hotelu niższej rangi. Męcząca i długa podróż, oraz brak warunków sanitarnych powoduje zagnieździenie się tych robali. Raz przeniesione do hotelu zostają tam na dłużej. W zasadzie hotel aby pozbyć się ich wszystkich musiałby przejść całkowitą kwarantannę. Najlepiej wymieniając wszystkie meble itd. W internecie była opisana jedna z sytuacji. Dziewczyna nie mogąc pozbyć się ich z pokoju, koniec końców spaliła całą szafę z ubraniami. Straszna sprawa. Dodatkowo Stefos powiedział iż rząd brał pod uwagę pomysł aby wszystkich uchodźców umieścić na jednej z wysp, gdyż słabe po kryzysie ekonomicznym państwo nie może poradzić sobie z tym problemem. Brano pod uwagę również Kretę, ale wątpię gdyż jest to jednak z najbardziej dochodowych wysp.  Poza tym w hotelu spotkaliśmy Panią Gosię Polkę mieszkającą na stałe w USA .Bardzo miła i sympatyczna. Podziwiam bo przyleciała tam sama, spełnia marzenia, a to jest najważniejsze! Niestety nie mamy wspólnego zdjęcia :(

plaża w Atenach

Piękna przezroczysta woda, widoki. Ciężko opisać. Te ładniejsze plaże w okolicach Aten są płatne. Zwykle ok 3 Euro. W cenie jednak wliczone są leżaki, WiFi, parasole itd
Ateny to miasto głównie portowe tak więc zbyt dużego wyboru w plażach niestety nie ma. Wieczorem w hotelu piliśmy winko z Panem z recepcji hotelu-Stefosem. Śmieszna sytuacja :D Chyba Nas polubił, albo zwyczajnie miał ochotę posłuchać o naszych uprzednich przygodach (Pola! od zawsze chipsy będą się Tobie kojarzyły tylko z Stefosem :D!) 


zdjęcie z Stefosem recepcjonistą hotelu

Kolejny dzień spędziłyśmy na wyspie "Aegina" na którą dostałyśmy się promem (ok 1,5h drogi). Nie jest to znane miejsce. W pierwszym momencie wyobraziłam sobie ją jako "dziką", prawie odludną wyspę,  jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Po dopłynięciu na miejsce (bilet w obie strony promem to koszt ok 12Euro) okazało się, że są tam piękne plaże z czystą lazurową wodą oraz miasteczko z ciekawa zabudową i dużą ilością turystów. Podczas próby wypożyczenia rowerów spotkaliśmy nawet Polkę która tam właśnie mieszka :D. najlepszym sposobem na zwiedzenie wyspy są rowery czy skutery, gdyż kursujące co godzinę autobusy są niestety drogą i uciążliwą opcją.



Aegina island-widok na wyspę z promu

 selfie musi być :D



W hotelu zjawiłyśmy się późnym wieczorem. Był to nas ostatni wieczór w Atenach, gdyż kolejny nocleg zaplanowany był już w Salonikach. Wyruszyłyśmy tam ok północy jadąc nocnym pociągiem, który po pierwsze był tańszy od tego podczas dnia (koszt ok 18Euro + oszczędność na noclegu tej nocy😀) oraz dał nam możliwość zaoszczędzenia cennego czasu. Szukając Carrefoura napotkałyśmy POLSKI SKLEP. Pan, który tam sprzedawał (Polak) lekko się zdziwił, gdy Pola wchodząc powiedziała "Dzień Dobry" :D. 

Pola w polskim sklepie :P



Były tam produkty spotykane w Polsce, jak i te typowo greckie. Carrefour jakoś wielkim asortymentem się nie pochwalił. Na zdjęciu widać akurat regał z makaronem. Można powiedzieć wybór był... :D . Oczywiście podobnie wyglądały inne regały..






Uprzednio widziałyśmy też restaurację polską z pierogami, gdzie również pracowali Polacy. Ja jakaś wielką fanką pierogów nie jestem, w dodatku pierogi kosztowały ok 6Euro, gdzie Kebab w spoko knajpie jakieś 2 Euro. Kebab  jest troszkę inny nazywa się Slovinski czy jakoś tak :D Zamiast takiej bułki jak my mamy, Grecy przygotowują go w bułce Pita.


Równie dobry. Poza tym w każdym punkcie gastronomicznym
klient dostaje wodę , za darmo. Chyba chodzi o to, że Grecja to kraj z wysokimi temperaturami i dbają o to, żeby ludzie się nie 
odwodnili. Na zdjęciu poniżej Pola :D (wrzuciłam to zdjęcie bo wygląda jakbyś zamiast wody nalewałą wódkę :D



Stan pociągów szczerze mówiąc myślałam że będzie gorszy. Wiele osób wcześniej bardziej polecało  bardziej autokary. W zasadzie mieliśmy jechać tam stopem. Nawet nie chodzi o oszczędność, ale o przygodę, jednak to troszkę za daleko i szkoda czasu.  Z Aten do Salonik jest ok 600km wiec pociągiem jechaliśmy całą noc, docierając do Salonik ok 6:30. Zmęczone po niewygodnej 6-godzinnej jeździe udałyśmy się do hotelu. Pierwsze na co zwróciłyśmy uwagę to to czy nie ma tam PLUSKW! dokładnie przeglądając pokój oczywiście znalazłyśmy kilka na ścianie. Tym razem recepcjonista bez problemu zwrócił nam pieniądze. Szczerze mówiąc w tym zmęczeniu żadna z nas nie miała ochoty szukać czegoś zastępczego. Było mega gorąco więc po zjedzeniu śniadania na ławce w mieście (płatki na mleku w plastikowym kubeczku 😁) pojechałyśmy prosto na plażę,która była oddalona od Salonik o jakieś 40min autobusem. 
Śniadanko  na ławce w mieście :D

Wybrałyśmy  tzn "dziką" plażę z pięknymi widokami. Pierwsze wrażenie "Gdzie my jesteśmy?! Tutaj nie ma ludzi!" ale za to było przepięknie. Widok na góry, piękna niebieska woda... Starałyśmy się jednak poszukać tej właściwej, wskazanej przez Greczynkę plaży. Georgia (poznana w autobusie Greczynka)  dokładnie wytłumaczyła Nam gdzie znajdziemy najlepsze miejsce. Poza tym zostawiła Nam swój numer telefonu, gdybyśmy miały jakieś problemy z dotarciem, czy jakieś inne zapytania. Jadąc z Nią autobusem cały czas rozmawiałyśmy po angielsku. Dziwna sytuacja, gdyż starsi Grecy podobno nie lubią gdy ktoś używa innego języka w miejscu publicznym. Boja się, że ktos ich wtedy obgaduje, co przecież nigdy nie przeszłoby Nam przez myśl. Jedna z Pań zwróciła Nam uwagę :D. Georgia powiedziała, że nie mamy się przejmować. Zwyczajnie to wścibska baba, typowa plotkara, która chciałaby wszystko wiedzieć :D. Inni podróżujący uśmiechali się w tej sytuacji, więc widocznie przeszkadzało to jedynie jej. 
Spacerując, szukając właściwej plaży spotkałyśmy kilka osób. O dziwo wiele z nich lepiej posługiwało się językiem niemieckim.. :D Był wśród nich również jeden starszy Pan. Opowiedział Nam co nieco o swoim życiu, dużo żartował i mówił o życiu w Grecji. Miał około 90lat, a jego żona ok 40lat. 😀👀 szooook! Starszy Pan był prawnikiem i sam się nie chcąc chwalić był baaardzo bogaty. Pierwsza myśl... małżeństwo dla pieniędzy. Jednak sam podkreślił, że Jego żona jest bardzo dobrą i opiekuńczą osobą, i że zawsze może na Nią liczyć, w każdej sytuacji. Był też bardzo inteligentny. Świadczył o tym sposób, w jaki się wypowiadał, jak i wiedza jaką posiadał o historii Grecji. Na końcu zaprosił do restauracji znajdującej się tuż na plaży. Załatwił specjalny rabacik :D. Sałatka grecka podana w restauracji na plaży w Grecji z widokiem na góry smakuje zdecydowanie lepiej :D.
Zostałyśmy na tej plaży do wieczora. Było przegorąco! 
 
Została jeszcze jedna sprawa... mianowicie NOCLEG. Ten który zastałyśmy z rana był już nieaktualny. W ostateczności mogłybyśmy spać na plaży ale jednak bez namiotu byłoby to mało komfortowe. Łapiąc WIFI z restauracji zalogowałam się na couchsurfingu i szybkim trafem znalazła się osoba chętna nas przenocować. Był to 22letni Grek Fotis. Jakie szczęście, że kolega miał mieszkanie akurat w samym centrum Thessalonik, dosłownie 5min od promenady :D. Spałyśmy w pokoju młodszej siostry Fotisa. Wieczorem zostawiając bagaże w mieszkaniu poszliśmy na popularną promenadę...mnóstwo ludzi, widok na morze, uliczni tancerze i śpiewacy, uliczny teatr. Poza tym późnym wieczorem petardy. Thessaloniki to studenckie miasto, więc o życie nocne nie trzeba było się martwić. Popijając greckie piwko i jedząc pizze na promenadzie opowiadałyśmy Fotisowi o Polsce i wcześniejszych przygodach w Grecji :D Na promenadzie było mnóstwo ludzi. 


Parasolki na promenadzie w Thessalonikach



Kolejnego dnia z rana poszliśmy na plażę, ale już tą miejską. Nie była ona już niestety taka jak ta z dnia wcześniejszego... Cóż... zwykle tak bywa ale również była okej. 
Wieczorem pożegnaliśmy się z Fotisem i udaliśmy się na dworzec, z którego już do Macedonii. Ofc serdecznie zachęcałyśmy do odwiedzenia naszej Poloni :D 
Były dwie możliwości dotarcia do Skopje. Pierwsza bezpośrednio autokarem (ok 20Euro) lub druga autokar+pociąg (12Euro).  Różnica nie była duża, jednak tańsza gwarantowała więcej atrakcji. Autobusem dojechałyśmy do Gewgeija. Jest to miasto zaraz obok granicy Grecja/Macedonia. Z znalezieniem stacji pociągu nie było problemu, ponieważ większość jadących kierowała się właśnie tam. 

pociąg w Gewgelija (Macedonia)

W chwili oczekiwania na pociąg poznałyśmy Dusana, Serba, który również wracał z Grecji. Bardzo pozytywna osoba. 

dworzec Gewgelija (Macedonia)

W zasadzie jakoś tak lepiej było gdy ktoś siedział z Nami jadąc pociągiem w momencie gdy było już prawie ciemno. Poza tym okazał się bardzo zabawny. Przegadaliśmy cała ok 2godziną podróż. Jeśli chodzi o jakość pociągu to wyobrażałam sobie że będzie gorzej. W zasadzie można je porównać do gorszej wersji naszego czerwonego PKP regio. W którymś momencie jazdy światło zaczęło przerywać....aż później całkowicie zgasło na kilka minut. Z reguły rzadko się boję ale wtedy...późny wieczór, pociąg, gdzieś w środku Bałkan, 3 dziewczyny i niepewny nocleg po dotarciu do miejsca docelowego. W dodatku jeden z pasażerów wyglądał jakby wracał z wojny, zaniedbany, z protezą zamiast nogi. Do Skopje dotarłyśmy ok godziny 23:00. Tam na dworcu byłyśmy umówione z Georegem z couchsurfingu. Georg jest Macedończykiem, który z powodu zapracowania nie może pozwolić sobie na podróże. Problem jest też często z formalnościami. Niestety Macedończycy muszą posiadać wizę do niektórych państw. Ciekawość świata i kultury jest powodem, dla którego George często gości ludzi. Jakiś czas wcześniej gościł również dziewczynę z Wrocławia :D Następnego dnia z rana pojechaliśmy z Georgem zobaczyć kanion Matka. 

Droga do Matka Canyo
Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie że to taaaaak wygląda. Wysokie góry,a wewnątrz nich woda... cudownie! Początkowo spacerowaliśmy specjalną ścieżką, tuż obok wody. George był naszym prywatnym przewodnikiem. Mam na myśli to, że nie tylko zabrał nas , że pokazać Kanion, ale również dużo o nim opowiadał. 

Po kilku godzinach wędrówki udaliśmy się na lunch do najbliżej restauracji, tuz przy kanionie. Obiad w ekskluzywnej restauracji z widokiem na kanion, spowodował, że jedzenie było jeszcze smaczniejsze. George powiedział ze skoro on zapraszał na obiad to obrazi się jeśli same zapłacimy. Oczywiście była to niezręczna sytuacja, więc nie chciałyśmy się zgodzić ale nalegał. 

W zamian miałyśmy przygotować sałatkę owocową.... dobra niech będzie :D Po lunchu poszliśmy na kajaki. W zasadzie nigdy wcześniej nie pływałam :D śmialiśmy się, że płyniemy Amazonką 😄 



Płyniemy Amazonką :D
W przewie na kajaki kapaliśmy się w jeziorze. Z reguły nie jest to miejsce do kąpieli. Matka Canyon, jezioro powstało z przedzielenia rzeki Treska zaporą. Jest więc bardzo głębokie. Dodatkowo baaaardzo zimne. Temperatura zbliżona pewnie do wody w Bałtyku w maju czy na początku czerwca, ale wyzwanie to wyzwanie :D Później razem z wycieczką weszliśmy do jaskini gdzie była tzw plaża rosyjskiego polityka. Podobno nurkowie byli 2km na głębokość pod woda i nie widzieli dni szoooook.Tam woda miała ok 3stopni Clesjusza 😦. Płynąc dalej kajakami usłyszałam "Hi Marta! what's up?!" yyy lekkie zdziwienie bo przecież nie był to nikt z naszej ekipy :D :D Podpłynęliśmy bliżej i okazało się, że był to Bizzi z kolegą, jedna z osób z couchsurfingu, który wcześniej dawał nam wskazówki co do pobytu w Maceodnii. 
Z miejsca zaproponował wyjście gdzieś wieczorem. George niestety nie mógł z Nami wyjść, gdyż o 6:00 musiał wstać do pracy ale przed wyjściem wypił jeszcze z nami "rakije" :D yyyyy... moooocny alkohol... bynajmniej dla mnie :D Powiedział też, żebyśmy się nie wstawały z Nim o 6:00 oraz,  że klucze możemy mu zostawić w skrzynce na listy w klatce schodowej. W zasadzie ciężko uwierzyć, że całkowicie obca osoba ma takie zaufanieee. 

Skopje nocą wygląda jeszcze lepiej. Samo centrum jest bardzo bogate. Z tego co Bizzi mówił to w 2014 Skopje uczestniczyło w specjalnym projekcie zakładającym odnowienie większości głównych budynków centrum miasta. Mieszkańcy w większości nie popierają tych działa. Państwo zamiast przeznaczyć budżet  na poprawę życia mieszkańców to odnawia miejsca typowo odwiedzane głównie przez turystów. 


Skopje- centrum

Po wypiciu macedońskiego piwka z Bizzim i innym kolegą pojechaliśmy zobaczyć stary most. Ciemno, odludzie i dodatkowo chwilami czarne poczucie humoru Bizziego potęgowało adrenalinę. :D 


Widział, że chwilami się boimy więc śmiał się ze teraz nas tutaj zostawi albo zabije :D (black humor). Jakiś czas później wylądowaliśmy na jednej z gór otaczających Macedonię, żeby podziwiać widok miasta z wysokości,a później pojechaliśmy na pierwszą imprezę całego naszego tripu. Jeśli chodzi o muzykę to podobnie do tej w Polsce.W zasadzie nie przypuszczaliśmy, że będzie tam aż tyle ludzi, gdyż była to niedziela. Cóż... stolica :D. Kolejnego dnia wstałyśmy ok godziny 9:00 i zostawiając klucze od mieszkania Georgowi w skrzynce na listy udałyśmy się do miasta. W zasadzie taxówka była najlepszym i najszybszym rozwiązaniem. Ceny też są nie są wygórowane. Dojechaliśmy do centrum, zaraz po spotkaniu się z Bizzim, odwiedzeniu supermarketu w celu wypłacenia pieniążków z bankomatu udaliśmy się ponownie do centrum Skopje. Było tak gorąco, w dodatku na plecach ciężkie plecaki więc zbyt wiele kilometrów nie zrobiłyśmy. W zasadzie większość poza obejrzeniem starego bazaru znajdującego się w pobliżu centrum spędziłyśmy przy fontannie. Niestety w pobliżu nie było żadnej plaży więc była to najlepsza opcja :D
PS na zdjęciu pan sprzedający kapelusze, który przez cały czas powtarzał "polska bardzo dobra kraj" i Dymitrij macedończyk poznany gdzieś podczas zwiedzania stolicy.  Co było najstraszniejsze to dzieci proszące o pieniądze czy jedzenie. Z reguły najczęściej wszystko co otrzymały przekazywały rodzicom, którzy w ogólne nie martwili się o to czy dziecko jest tez głodne czy nie. Zwyczajnie najważniejsze było to, żeby to oni nie odczuwali głodu. My spotkaliśmy się z jedną z takich sytuacji. Będąc w jednym z parków podeszła do nas dziewczynka, około 5lat. Na początku prosiła oczywiście o pieniądze, ale uważam, że nie powinno się ich dawać, gdyż jeszcze bardziej zniechęca to  rodziców tych oto dzieci do lenistwa i niepodjęcia pracy. Patrząc jednak na dziewczynkę zrobiło nam się jej żal i zaproponowałyśmy lanagne, którą wcześniej kupiliśmy. Patrząc na oczy było widać, że dziecko do przejedzonych nie należy. Dziewczynka szybko zabrała jedzenie i zamiast sama je zjeść zaniosła matce, która  zjadła wszystko na jej oczach, przy okazji dając jej młodsze dziecko pod opiekę... pozostawię tę sytuację jednak bez komentarza...
Siedzieliśmy przy fontannie pół dnia 😃. Żeby było śmieszniej weszliśmy też do niej na chwilę, a później obok tańczyliśmy. Wstawiłabym filmik.. ale nie wstawię ze względów bezpieczeństwa (Pola mnie zabije :D ). Wylot do Bratysławy był około godziny 19:00 (cena ok 200zł). Na lotnisko dojechałyśmy z kolegą Bizziego. Czekało Nas jeszcze jedno wyzwanie...mianowicie nasze bagaże były wymiarów Ryanair czyli większych niż te dozwolone bezpłatne dla linii Wizzair. Wiadomo, że dopłata bagażowa byłaby zbyt droga, droższa niż część nadbagażu więc w razie czego pozbyłybyśmy się śpiworów :D. Na szczęście jednak nikt z obsługi lotniskowej nie robił problemów. Lot do Skopje trwał około 2 godzin, więc w Bratysławie znalazłyśmy się ok godziny 21:00. Autokar do Polski (Polski Bus-ok 90zł do Katowic) miałyśmy około godziny 1:00 w nocy więc pozostało jeszcze troch czasu aby zobaczyć stolicę Słowacji, Pierwsze wrażenie...bardzo czyste, zadbane miasto. Korzystając z komunikacji miejskiej szybko dotarłyśmy do centrum miasta. Na szczęście przystanek, z którego odjeżdżał autokar znajdował się nieopodal. Szukaliśmy jakiegoś pubu czy restauracji, w której można by wypić typowo słowackie piwo i przy okazji zjeść jakieś przysmaki. Bratysława to wg mnie bardzo spokojne miasto.
Rozmawialiśmy z kilkoma osobami (Słowakami) i mówili, że nie ma tak zbyt intensywnego życia nocnego, jeśli chodzi o młodych ludzi. Według mnie Poznań w tej kwestii zdecydowanie wygrywa :D. Nie mniej jednak Bratysława to bardzo urokliwe miasto. Mnóstwo wąskich uliczek, budynków z ciekawą architekturą. Ludzie też są bardzo mili i pomocni. Jeśli chodzi o język słowacki to chwilami nie wsłuchując się, my Polacy potrafimy zrozumieć o czym Słowacy rozmawiają.
Kamienice i inne budynki są podobne do tych tutaj w Polsce. Chwilami musiałam uważać, żeby przez przypadek nie włączyć transferu danych na telefonie :D oj "bolałoby"..... :D
Po krótkim spacerze po centrum znalazłyśmy miejsce aby usiąść i odpocząć, a po jakimś czasie udaliśmy się na miejsce, skąd odjeżdżał autokar do Katowic. Bratysława była drugim przystankiem zaraz po Wiedniu, dlatego też wsiadając autobus był już prawie pełen. Każda z Nas dosiadła się do innego pasażera. Ja trafiłam akurat na Tomka, który miesiąc temu był w Albanii, właśnie też na podobnym tripie :D. Z początku totalnie byłam przerażona... opiekun pola namiotowego z pistoletem w ręku, krowy na ulicach, totalna samowolka i olewanie przepisów. Albania wydała mi się takim nieodkrytym przez turystów miejscem...czyli ciekawym :D Pojadę tam kiedyś! Podróż była dłuuuuga! Dopiero o 8:30 dojechaliśmy do Katowic i fuxem zdążyliśmy na pociąg do Poznania. Droga w pociągu strasznie się dłużyła. Ja niestety mam problem z spaniem w środkach transportu :/ Podczas drogi wspominaliśmy te wszystkie sytuacje. Ojj działo się działo! Zdecydowanie! Mimo pojawiających się problemów podczas drogi stwierdzam, iż wszystko było po to żeby stworzyć tą ciekawą historię podróży na Bałkany! Polecam gorąco! :D

Orientacyjny koszt wyjazdu:
-dojazd do Warszawy (studencki ok 35zł łącznie z biletem z Warszawy do Modlina na lotnisko)
-przelot Warszawa-Ateny (ok 160zł)
-przejazd pociągiem Ateny-Saloniki (18Euro)
-autobus+pociąg (Saloniki-Gewgelija-Skopje) (ok 12Euro)
-samolot Skopje-Bratysława (205zł)
-Polski Bus Bratysława-Katowice (ok 50zł)
-pociąg Katowice-Gniezno (studencki chyba ok 30zł)
-noclegi (2 x 12 Euro w Atenach z wliczonym śniadaniem)
+dodatkowe wydatki (jedzenie, które z reguły było tańsze niż w Polsce, jakieś piwka, woda, komunikacja miejska-przejazd jednorazowy zwykle ok 1Euro, pamiątki)

PS Rozumiem można taniej ale zwyczajnie samolot czy pociąg jest najszybszy, a niestety ilość dni była ograniczona :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz