wtorek, 11 września 2018

PORTUGALIA +wylot z Berlina
(sierpień 2018)


Mój lot do Portugalii był w niedzielę o 6:00 rano z lotniska Tegel w Berlinie. Berlin Tegel to niestety to dalsze lotnisko patrząc od strony Polski, ale tam były korzystniejsze ceny przelotów. Łącznie za bilety lotnicze zapłaciłam 95euro. Jeśli chodzi o dojazd z Polski autobusem czy pociągiem prosto na lotnisko, tak żeby dokładanie zdążyć na lot nad ranem nie ma wielu opcji, a jeśli jest to zwykle z pewnym ryzykiem spóźnienia. Ceny biletów autobusowych również ostatnio nie należą co najniższych. Ja wybrałam opcję BlaBlaCar płacąc 7euro na trasie Poznań-Berlin i byłam już w Berlinie ok 18:00 w sobotę.
Mój lot był kolejnego dnia o 6:00, ale patrząc na nieco utrudnioną komunikację nocną i cięcie kosztów bo w zasadzie i tak musiałabym wstać w środku nocy zdecydowałam się spać na lotnisku (nie jest to takie złe jak się wydaje). Była to początkowo moja samotna podróż. Pola, przyjaciółka dołączyła w niedziele około północy już w Portugalii. Wiele osób oczywiście pytało czy nie boję się lecieć sama gdzieś 2,5tys kilometrów od domu w nieznane dotąd miejsce. Pewnie, że nie. Oczywiście kwestia miejsca do którego się leci. Ja leciałam do Portugalii, a nie do państwa wojny. Poza tym najczęściej największe ograniczenia i strach powodowane są przez naszą wyobraźnię. Należę raczej do osób towarzyskich, które nie mają problemów z nawiązywaniem kontaktów, tak więc w niedługim czasie znudziło mi się bycie samej w centrum i użyłam aplikacji Couchsurfing. Jest to aplikacja łącząca osoby podróżujące po świecie, dzięki której można znaleźć innych podróżników również będących w danym mieście, dzięki opcji "Hang out". W krótkim czasie tak poznałam Ignazio, Sycylijczyka mieszkającego w Berlinie od kilku lat. Troszkę posiedzieliśmy w centrum, a później gdy zaczynało się robić ciemno i oświetlone zostały główne budynki centrum poszliśmy na spacer. Oczywiście byłam w Berlinie wiele razy i wiele z tych miejsc widziałam ale bardzo lubię oświetlone miasto nocą. Zrobiliśmy pewnie sporo kilometrów ale czas mijał bardzo miło. W zasadzie z Ignazio znaliśmy się jakieś kilka godzin ale złapaliśmy bardzo dobry kontakt i też w sumie z Nim czułam się tam jakoś bezpieczniej. Nie wiem dlaczego ale Berlin jako miasto, zwłaszcza nocą nieco mnie przeraża. Poniżej kilka zdjęć z miejsc które odwiedziliśmy.


 Ostatni bezpośredni autobus na lotnisko był około północy (bilet jednorazowy przejazdowy 2,80euro). Ignazio odprowadził mnie na przystanek, pożegnaliśmy się i pojechałam.  Miałam przy okazji to szczęście, że kasowniki były popsute i kierowca nie kazał kupować biletów 😄.

 Tuż po wejściu do hali lotniska zaczęłam się rozglądać za względnie wygodnym miejscem żeby przespać się chociażby godzinę. Nie byłam jedyna. Wiele osób koczowało tam całą noc, nawet rodziny z dziećmi, a ochrona lotniskowa najwyraźniej jest do tego przyzwyczajona bo nikt nie robi z tego tytułu problemów. Czasami bowiem w innych miejscach zdarza się, że ochrona budzi czy wyprasza argumentując, że lotnisko nie jest noclegownią. Miałam jakieś 5godzin do wylotu, leżałam i przeglądałam coś w telefonie, żeby przyspieszyć czas do odlotu. Po chwili zauważyłam, że komuś też jest niezbyt wygodnie. Był to chłopak z Polski. Chwilę później wyszliśmy na zewnątrz porozmawiać, żeby nie przeszkadzać innym śpiącym. Ernest leciał z znajomymi na Majorkę i ich lot też był o 6:00 rano. W zasadzie po chwili dołączyli Jego znajomi i tak zleciał czas do odlotu. Trochę szkoda bo nie pomyśleliśmy, żeby zrobić wspólne zdjęcie ale szczerze mówiąc po całej nocy spędzonej na lotnisku pewnie nikt z Nas nie byłby zadowolony z tego jak na nim wygląda 😃.
Mój lot niestety był godzinę opóźniony (jakieś problemy z obsługą lotniskową). Szczerze mówiąc patrząc na ostatnie problemy z odwoływaniem lotów przez Ryanair przez chwilę zaczęłam się obawiać, czy wgl wylecimy. Miałam przydzielone miejsce przy przejściu, w zasadzie trochę niefart bo jak wiadomo najlepszym miejsce jest to przy oknie ale mówi się trudno. Po wejściu na pokład jednak zobaczyłam ze środkowe miejsce i również to przy oknie w moim rzędzie są wolne! Co za szczęście bo można powiedzieć ze samolot był prawie całkowicie zapełniony. Mogłam zatem przespać cały lot.
 Wylądowałam w Portugalii około 9:30 (lokalnego czasu czyli -1h w stosunku do czasu polskiego), chwyciłam autobus transferowy do miasta (linia nr 16, koszt biletu 2,30euro) i udałam się prosto do hostelu. Było za wcześnie na zameldowanie w pokoju ale przynajmniej zostawiłam plecak i już jakieś 6kg lżejsza poszłam zwiedzać centrum miasta.
 Jakiś czas później popłynęłam promem na plaże Praia de Faro (koszt promu w obie strony 3euro). Jest to jedna z najbliższych i najładniejszych plaż tuż obok miasta.

 Na Praia de Faro spędziłam tam prawie pół dnia. Uwielbiam plaże, słońce i wodę, więc było to wymarzone miejsce dla mnie zwłaszcza po ciężkiej praktycznie bezsennej nocy. Mogłam odpocząć i złapać trochę sił. Mało tego było bardzo gorąco, ponad 30stopni. Idealnie jeśli chodzi o złapanie wakacyjnej opalenizny.
W tych dniach w Faro odbywał się FOLKFARO festival. Były to pokazy tańca grup z różnych stron świata m.in. z Chin, Chorwacji, Nigerii, Rosji. Można było również spróbować regionalnego jedzenia i alkoholu.
W niedzielne popołudnie na FolkFestivalu poznałam Portugalczyka Andre. Przyjechał w rodzinne strony do Algarve ale na co dzień mieszka gdzieś w okolicach Lisbony i pracuje w wojsku. Troszkę pospacerowaliśmy po centrum i Folkmarkecie, a później dołączyła do Nas Pola i wspólnie poszliśmy do Brazylijskiego baru spróbować CAIPIRINHA. Caipirinha to popularny brazylijski drink nieco zbliżony do popularnego mohito. Poznaliśmy tam bardzo pozytywnych ludzi, m.in. właściciela baru Jimiego.
Plan był taki, żeby w poniedziałek z rana jechać prosto do Albuferia. Jest to miasto oddalone około 40km na zachód od Faro. Albufeira to jedno z najbardziej popularnych miejsc w Algarve otoczonych wieloma wspaniałymi plażami z ogromnymi skałami. Według statystyk w Albufeirii mieszka około 40 000 lokalnych mieszkańców, tych całorocznych, a w sezonie liczba ta dochodzi aż do 300 000! Andre pojechał z Nami, a w zasadzie to my z Nim bo jechaliśmy jego autem.
Poniżej jedno z rond. Wiele z nich miało ciekawe, często śmieszne motywy😄

Pierwszym punktem w Albufeira była główna plaża Praia de PENECO. Jest to miejska plaża z charakterystyczną 28metrową windą zwaną "Elevador do Poneco". 

 Kolejny punkt na mapie:
Tak jak w Polce na plaży głównie kupić można gotowaną kukurydzę, słodkie ciastka czy napoje, w Portugalii numer jeden stanowią "Bola de Berlim". Są one podobne do naszych pączków, tyle, że z nadzieniem budyniowym, kinder bueno lub czekoladowym.

 
Praia de PONTA PEQUENA and  
Praia do Ninho de Andorinha
Nadszedł wieczór i musieliśmy pomyśleć o jakimś miejscu do spania. W ostateczności moglibyśmy spać nawet na plaży czy w samochodzie ale woda w morzu była bardzo słona i każdy z Nas marzył o prysznicu! W Algarve większość hosteli i hosteli jest prawie w 100% zapełnionych, zostały jedynie te najdroższe opcje ( mam na myśli te za ponad 50euro za osobę). Przeszukaliśmy zatem wszystkie strony rezerwacyjne. W grę wchodziło nawet wypożyczenie hamaku w jednym z kempingów ale niestety mieli tam jedynie jedno wolne miejsce. Pojechaliśmy zatem do centrum i weszliśmy do kilku Guest House-ów. Udało się! Dobra lokalizacja i w miarę dobra cena w  GUEST HOUSE MARIA w samym centrum Albufeira. Albufeira, pomijając cudowne plaże, to również świetne miejsce dla kogoś kto szuka rozrywki. Mam mam myśli tutaj głównie dzielnicę Rua da Oura z wieloma klubami i  pubami. Odwiedziłam wiele miast na południu Portugalii i muszę stwierdzić, że Albuferia zdecydowanie wygrywa!  Rua de Oura została nazwana przez jedną z stron mini Las Vegas.
 Dzielnica z klubami nie jest zbytnio oddalona od plaży. Nie ma problemu dojść tam pieszo, jeśli ktoś ma ochotę na nocną kąpiel. My tak właśnie zrobiliśmy.
Nadszedł wtorek rano, a więc czas na kolejny plan działania. Energetyczne śniadanko-jajecznica szefa kuchnii Andre i jedziemy dalej. Zaczynamy od Praia de Gale i kierujemy się dalej na zachód, do kolejnych plaż.

Praia de Marinha
Do niektórych plaż jak np Praia do Buraco trzeba było przeciskać się i iść tunelem wewnątrz skał bez dochodzącego światła. Zupełnie coś nowego. Trochę jak wyprawa w nieznane (zdjęcie poniżej).
 Nigdy chyba nie widziałam, żeby ktoś cieszył się tak bardzo z ciastek Milka ale to ulubione ciasta Poli, których podobno nie ma w Anglii gdzie mieszka. To coś więcej niż wygrana w lotto! 😎


Poniżej artystyczne wykonanie z piasku. Ogromne brawa dla autora!
Nadszedł wtorkowy wieczór czyli czas na wyjście. Tym razem poszliśmy do nieco innej części miasta, tzn do centrum znajdującego się jakieś 2min od naszego zakwaterowania. Było tam również wiele pubów i klubów ale po całym intensywnym dniu i imprezowaniu dzień wcześniej nikt z Nas nie miał ochoty na kluby.Tego dnia nie planowaliśmy zostać jakoś bardzo długo bo kolejnego dnia były zaplanowane kajaki, na które jak wiadomo potrzeba troszkę więcej energii.
Nadeszła środa, a więc czas na słynne Benagil Cave! Benagil Cave zostało uznane za jedną z najpiękniejszych plaż w Europie. To plaża otoczona z każdej z stron skałami, z dziurą u góry do której można  dostać się jedynie drogą wodną dopływając o własnych siłach, bądź wypożyczając łódź czy kajak. Benagil Cave znajduje się ok 25km od Albufeira i około 35km od Lagos.
Pojechaliśmy tam z grupą ludzi  z Portugalii, Belgii, Francji, Maroko i Argentyny poznanych przez utworzone wcześniej wydarzenie na Couchsurfingu.

To był znakomity dzień z świetnymi ludźmi, a Benagil Cave to coś niewyobrażalnego! Najlepszą opcją wg mnie jest wypożyczyć kajak. Niestety nie jest to takie proste jak się wydaje. Mam na myśli kilkugodzinne kolejki do wypożyczalni. My początkowo planowaliśmy wypożyczyć kajaki na całą grupę ale troszkę szkoda było Nam czasu na stanie w kolejce. Finalnie okazało się, że jeden chłopak z grupy ma własny prywatny i mogliśmy go od Niego pożyczyć zmieniając się. Jako, że byłyśmy tylko trzy dziewczyny w grupie (ja, Pola i Lara z Argentyny) to płynęliśmy razem na jednym.

Po mniej więcej godzinnym rejsie między plażami, skałami i jaskiniami wróciliśmy na plażę. Później mieliśmy misję poszukać odpowiednich skał do skoków. Oczywiście nigdzie (chyba nigdzie) nie ma takiego miejsca gdzie wyraźnie byłoby zasugerowane "tutaj możesz skoczyć, jest bezpiecznie". Wszystko na własną odpowiedzialność. Miejsce które znaleźliśmy miało ok 6 metrów wysokości i pod wodą ok 3metrów. Z początku był strach, wiadomo sprawa ale z drugiej strony czasami trochę adrenaliny też się przyda.🙈


Zaraz po skoku już nie wracaliśmy do Albufeira. Jechaliśmy prosto do Portimao czyli dalej wzdłuż wybrzeża w stronę zachodnia. Stamtąd mieliśmy z samego rana kolejnego dnia mieliśmy BlablaCar do Lizbony. Portimao jest drugim największym miastem w prowincji Algarve, z ok 50 000 mieszkańcami (oczywiście nie wliczając turystów). Miasto jest znane z popularnej plaży Praia da Rocha gdzie każdego roku przyjeżdża mnóstwo turystów. W Portimao znajduje duży port morski, do którego dopływa wiele, nawet tych bardzo wielkich promów.

Ginja to wiśniowy alkohol, w smaku nieco podobny do likieru podawany w czekoladowych kieliszkach, które po wypiciu można oczywiście zjeść. Całość w smaku można porównać do cukierów "wiśnie w czekoladzie"
W Portimao dołączył do Nas Elvin i współnie zwiedzaliśmy centrum nocą.
Kolejnego dnia z rana mieliśmy BlaBlaCar prosto z Portimao do Lizbony. Oczywiście jest wiele opcji dojazdu do Lizbony pociągi, autobusy, ale zwykle najtańszą i najszybszą jest BlaBlaCar.
 TIME TO LISBON!!!

PODSTAWOWE INFORMACJE O LIZBONIE:

* Lizbona jest stolicą Portugalii i największym miastem w kraju. Znajduje się na ujściu rzeki Tag, na europejskim wybrzeżu Atlantyku.

* Oficjalnym językiem Portugalii jest język portugalski. Portugalski jest trzecim najczęściej używanym językiem europejskim na świecie, z około 250 milionami użytkowników

* Około 3 milionów ludzi żyje w regionie Lizbony, z czego około 600 tysięcy mieszka w samej stolicy.


W Lizbonie jest sporo miejsc, gdzie możesz wypożyczyć rower. Prawdę mówiąc jazda rowerem po Lizbonie nie należy do łatwych. Jest wręcz niemożliwa w centrum gdyż teren jest bardzo pagórkowaty ale zdecydowanie możesz objechać teren wzdłuż portu i pokonać linię brzegową od jednego do drugiego mostu. Koszt wypożyczenia roweru na cały dzień to 15euro +10euro zwrotnego depozytu.


 Nadszedł wieczór więc czas było wrócić do hostelu 😄. Nie zależało Nam na jakiejś większej wygodzie, gdyż i tak mieliśmy tam tylko spać i to raptem ok 4godzin więc wybraliśmy najkorzystniejszą opcję pod względem ceny i lokalizacji (14osobowy pokój! Żeby było śmieszniej to tylko my, jakaś Francuska i reszta to faceci). W zasadzie po tak intensywnym dniu i małej ilości snu podczas poprzednich nocy zasnęłabym nawet na podłodze, więc nie stanowiło to jakiegoś większego problemu. Początkowo plan był taki, żeby zostać w Lizbonie do kolejnego dnia wieczora czyli w piątek wrócić prosto do Faro. Szkoda Nam było jednak nie zobaczyć więcej skalistych plaż, których niestety nie ma w Faro. Tak więc nieco zmieniliśmy nasz plan działania i zarezerwowaliśmy poranny piątkowy przejazd BlaBlaCar do Lagos.
Sprawy organizacyjne zostały załatwione, kierowca BlaBlaCar zaakceptował zapytanie, szybkie przygotowanie i byliśmy już w centrum Lizbony Bairro Alto, słynnej dzielnicy z pubami i życiem nocnym.
Zamierzaliśmy dołączyć do utworzonej grupy ludzi z Couchsurfingu ale szczerze mówiąc był problem z odnalezieniem miejsca w którym siedzieli. Nie był to zbyt popularny pub więć większość przechodniów nie kojarzyła tego miejsca, a nawigacja chwilami wariowała. Przystanęliśmy na chwilę w jednym klubie. Po chwili okazało się, że większość mężczyzn w środku miało więcej make up-u i zdecydowanie dłuższe rzęsy niż my. Dziwne uczucie! co za niefart! Kolejnym miejscem był klub, a raczej pub z muzyka latino. Tam jednak też dość długo nie schodzili się ludzie, więc również nie zostaliśmy zbyt długo. Wiele klubów/pubów było bardzo małych i tez sporo ludzi stało i piło na ulicach. Po niezbyt długim czasie stwierdziliśmy, że wracamy do hostelu. To chyba nie był Nasz dzień na imprezowanie. Wracając zobaczyliśmy bar o nazwie "Kamasutra". To nie był oczywiście żaden "go-go" club, tylko normalny pub z shotami o śmiesznych nazwach. Dla funu spróbowaliśmy zatem tego niby najlepszego "palącego" ale nie był jakiś bardzo straszny w smaku.

Kiedy wróciliśmy do hostelu wszyscy lokatorzy pokoju już spali. Co było śmieszne to nasze łóżka były akurat tuż obok wyjścia na balkon, na którym to zauważyłam 2-3 śpiące osoby. W zasadzie nie wiem kto to był, ale prawdopodobnie komuś z pokoju było za gorąco i przeprowadził się na balkon 😃. Co więcej Pan z Indii, który leżał w ubraniach dziennych tak bardzo chrapał, że prawie zagłuszył włączone wiatraki. Co za noc! 😄

Z Lucio (kierowcą) byliśmy umówione o godzinie 10:00rano ale w miejscu do którego mieliśmy dość spory kawałek drogi, patrząc na opcję pójścia pieszo, więc skorzystaliśmy z UBERa. Oprócz Nas jechały jeszcze dwie osoby ze Stanów, chłopak i dziewczyna, którzy obecnie są na miesięcznym zwiedzaniu Europy.
 Z Lizbony do Faro jest około 300km ale czas minął bardzo szybko. Mieliśmy świetną ekipę w samochodzie. Każdy opowiadał o swoich przygodach, więc zdecydowanie Nam się nie nudziło. Mogliśmy wymienić się doświadczeniami tymi podróżniczymi i życiowymi. Niestety nie wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić na końcu wspólne zdjęcie, ale zapytałam i Lucio czyli kierowca i Marina z kolega dosłali Nam swoje pamiątkowe! (Kierowca chyba nie mógł się zdecydować i wysłał nawet dwa! 😄😄



 LAGOS- jest jednym z najbardziej popularnych miejsc na wybrzeżu Algarve. Każdego roku odwiedzane jest przez wielu turystów z całego świata, głównie za sprawą przepieknych plaż, cudownej pogody, pysznego portugalskiego jedzenia czy chęci poznania wspaniałej gościnności, tradycji i otwartości lokalnych mieszkańców.


Praia do Porto de Mos była ostatnią plażą na ten dzień. Tam poszliśmy zjeść do restauracji przy plaży a później położyliśmy się trochę na piasku, żeby odpocząć. Nawet nie wiadomo w którym momencie ale zasnęliśmy. Spaliśmy pewie jakieś pół godziny albo i więcej. 🙉

Wróciliśmy do centrum Lagos prosto na kolację. W zasadzie nie mieliśmy żadnych poleconych restauracji więc skorzystaliśmy z strony internetowej TripAdvisor, gdzie ludzie pozostawiają opinie na temat odwiedzonych miejsc.

Nadeszła sobota rano. Wymeldowaliśmy się z hostelu i poszliśmy zwiedzić nieco okolicę. Głównym celem była jednak Meia Praia czyli głóna miejska plaża.
Chwilę później przyjechał Andre! Niesamowity chłopak! Przyjechał specjalnie ponad 80km, żeby zabrać Nas do kolejnych nieodwiedzonych dotąd plaż. Pierwszą z Nich była Praia de Falesia.  Praia de Falesia jest jedną z najbardziej znanych plaż w Algarve, znajdująca się pomiędzy Albufeirą i Faro.
Po kilku godzinach spędzonych na Praia de Falesia pojechaliśmy do Taviry, a dokładniej do portu w w tym mieście skąd to płynęliśmy do Praia da Ilha de Tavira. Jest to długa piaszczysta plaża na którą dostać się możesz jedynie promem bądź łodzią.
[www.google.pl]
Kolejny dzień, tzn niedziela był dniem powrotu. Niestety co smutne, ale wszystko co miłe bardzo szybko się kończy, zdecydowanie za szybko! Były to ostatnie momenty na plaży przed powrotem. Pisząc ten tekst czuję się jakbym była tam wczoraj, a minęły już prawie trzy tygodnie.
Wieczorem w sobotę wróciliśmy ponownie do Faro. Nie był to jednak koniec wrażeń. Lot był dopiero kolejnego dnia rano więc przed Nami cała długa noc! Koniecznie musieliśmy powiedzieć "Do widzenia Portugalio" w odpowiednim dobrym stylu.


 Pierwszym punktem po powrocie do Faro było zameldowanie się w hostelu. W zasadzie patrząc z perspektywy czasu był to najkrótszy dotąd mój pobyt w miejscu zakwaterowania ale o tym trochę później. Szybki prysznic, chwila rozmowy z nowymi lokatorami z pokoju i już byliśmy na mieście. Okazało się, iż tego wieczoru jest finalna impreza w jednym z słynnych klubów BLISS i gościem będzie brazylijska słynna piosenkarka, której to utworów słuchaliśmy od samego początku przyjazdu do Portugalii- CAROLIINA!!!
 Nie zapomnieliśmy również o pożegnaniu z  Naszym najlepszym barmanem Jimim, który to robi najlepsze Carpirinha na świecie! Wypiliśmy po drinku i pojechaliśmy prosto do miasta w którym był był koncert.

Klub "BLISS" do którego jechaliśmy był w Vilemoura. Jest to miasto ok 25km od Faro. Jako iż imprezy zaczynają się zwykle dość późno (po północy albo i dalej) to zdążyliśmy jeszcze odwiedzić centrum Vilemoura. Jest to można powiedzieć turystyczny kurort z bardzo drogimi hotelami i wielkim portem, na którym to zwodowane są bardzo drogie jachty.


O 5:30 zakończyliśmy imprezę i wróciliśmy prosto do Faro. Patrząc na ilość ludzi wciąż tam pozostających nie był to jej koniec, ale niestety mój lot był już o 9:00 i był czas wracać. Z hotelu zabrałam szybko plecak i pojechałam z Andre prosto na lotnisko. Pola miała lot po południu, farciara mogła się wyspać i jeszcze szybko pojechać na plażę 😃


 Na lotnisku pożegnałam się z Andre, a raczej powiedzieliśmy sobie "Do zobaczenia"! Na lotnisku miałam jakieś 2,5h do wylotu, walczyłam z sobą, żeby to nie zasnąć rozmawiając przez skype, słuchając muzyki, a finalnie poszłam z poznanym Portugalczykiem na szybką kawę. Później już prosto do odprawy i na pokład. Aż łezka się zakręciła w oku w momencie wylotu.

Podstawowe informacje:
Odwiedzone plaże:
1. Praia de Faro
2. Praia de Peneco
3. Praia de Sao Rafael
4.Praia de Ponta Pequena
5. Praia do Ninho de Andorinha
6. Ponta Grande Cala
7. Praia de Coelha
8. Praia Grande de Pera
9. Praia dos Salgados
10. Praia de Gale
11. Praia de Marinha
12. Praia de Buraco
13. Praia Carvalho
14. Praia de Benegil
15.Praia da Rocha
16. Praia do Pinhao
17. Praia Dona Ana
18. Praia do Camilio
19.Praia do Pinheiros
20. Praia da Piedade
21. Praia do Burranco do Marthino
22. Praia do Canavial
23. Praia do Porto de Mas 
24. Praia de Falesia
25.Meia Praia Lagos 
27. Praia da Ilha de Tavira

Odwiedzone miasta:
1. Faro
2. Albufeira
3. Portimao
4. Lisbon
5. Lagos
6. Tavira
7. Vilamoura

Rodzaje transportu z których korzystaliśmy:
1. PLANE (Berlin Tegel - Faro - Berlin) 95euro
2. BlaBlaCar (Poznań-Berlin 7euro; Berlin-Poznań - 12euro; Portimao-Lisbon-21euro, Lisbon-Lagos 18euro)
3. Bike in Lisbon
4. Buses
5. Car
6. Metro 

Jeśli będziesz w Portugalii... Nie zapomnij o!:
1. zjedzeniu  Bola de Berlim
2. spróbowaniu brazylijskiego drinka "Caipirinha"
3. spróbowaniu "Ginja" czyli wiśniowego alkoholu w kieliszku z czekolady
4. wypiciu świeżo wyciskanego soku pomarańczowego


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz