sobota, 24 czerwca 2017


LOVELY SARDINIA (czerwiec 2017) 💓💓💓


Godzina 4:30 "PolskiBus"(68zł-kupiony dość późno i dlatego tak drogo :D) z Poznania, 3 godziny jazdy w fajnym towarzystwie poznanego Bartłomieja oraz kolegi z Czeczeni i jesteśmy na lotnisku Berlin Schonefeld gdzie mamy jakieś kolejne 3 godziny przed pierwszym lotem Berlin-Bolonia (koszt20euro). Już w Berlinie pogoda dopisywała więc wskoczyła kawka w klimatycznej drewnianej restauracji tuż obok lotniska. Jeśli chodzi o Berlin Schonefeld to lotnisko oferuje mnóstwo ciekawych połączeń i często w niższej cenie, a dojazd z Poznania nie jest problemem bo autobusy kursują kilka razy dziennie pod same drzwi budynku.




W Bolonii miałyśmy około 3 godzin przerwy przed kolejnym lotem, tym już bezpośrednim do Algarve, Sardynia.


Ostatni lot Bolonia-Alghero (35euro), niecałe 1,5h lotu!


 Zero chmur, widok na wyspy wspaniały, dokładnie było widać niebieską wodę, klify, góry... Wiadomo zdjęcia nie oddadzą tego co było za oknem ale wrzucam chociaż poglądowo. W Alghero wylądowaliśmy ok 17:30! Złapaliśmy bezpośredni autobus do centrum Alghero(1,3euro) i w jakieś niecałe 30min byłyśmy na miejscu.
 








 Z Vittorio (kolega z couchsurfingu) umówione byłyśmy dopiero na godz 19:00 tak więc mając chwilkę wolnego czasu poszłyśmy na miejską plażę! Wg mieszkańców jest to jedna z gorszych plaż, typowo miejska, dla turystów.. :D hmm jeśli tak wygląda niezbyt fajna plaża tooooo 👀..jasny piasek, widok na góry, woda idealnie niebieska..całkiem brzydko(zdjęcie poniżej) :D! 








Plaża miejska Lido di San Giovani w Alghero
Po jakimś czasie udaliśmy się pod wskazany adres, gdzie mieszkał Vittorio. Troszkę śmiesznie bo mało kto na wyspie mówi po angielsku wiec musieliśmy użyć zmixowanych słówek naszego podstawowego włoskiego z prostymi słowami po angielsku oraz gestykulacji. Najważniejsze chęci, reszta już jakoś pójdzie 😀. Co było fajne to ze ludzie było baardzo uprzejmi i na każdym kroku z uśmiechem próbowali pomoc. W końcu dotarłyśmy do mieszkania Vittorio. Miły chłopak, mniej więcej w naszym wieku. Zostawiłyśmy torby i wspólnie poszliśmy wypić typowo sardyńskie białe winko na promenadzie. Vittorio dużo opowiadał o Sardynii, w sumie kto będzie lepszym przewodnikiem niż osoba która mieszka tam całe życie. Załapaliśmy fajny kontakt, tematy się nie kończyły :D.
Oprowadził Nas po starym mieście Alghero... typowych włoskich uliczkach. Wszędzie mnóstwo restauracji, wypełnionych ludźmi. Taki zwyczaj, wiele osób ma zwyczaj jedzenia obiadu poza domem w towarzystwie rodziny czy znajomych. PS obiad we Włoszech jest ok 21:00 (w czasie naszego obiadu czyli ok 14:00 jest "lunch" 😀). Do naszej trójki podczas obiadu dołączył kolega Vittorio. Włoska pizza, sardyńskie piwo, tiramisu i miłe towarzystwo. Chwilę później poszliśmy do pubu/restauracji spróbować sardyńskiego alkoholu "Marito"-trochę podobne do naszej wiśniówki. Co mnie zdziwiło to fajny klimat pubu bo zamiast krzeseł były duże poduszki na szerokich schodach 😀.


Wracając do mieszkania przygotowaliśmy jeszcze mały prezencik z Polski dla Vittorio-krówki i pocztówkę z Polski... taki polski akcent na Sardynii.
"Polskie krówki"
typowe włoskie śniadanie
Żeby nie marnować czasu wstaliśmy kolejnego dnia bardzo wcześnie. W zasadzie każda noc to średnio 3h snu..dziękować temu kto wymyślił guaranę i kawę HAHA!💪 Pierwszym planem czwartkowego dnia była Grotte di Nettuno, na którą dostać się można było jedynie statkiem (koszt przepłynięcia ok 13euro). Płyneliśmy jakieś 50min. W zasadzie sam rejs już był atrakcją bo wokół było widać skały, z oddali miasto i w niektórych miejscach dno... woda była na maxa przejrzysta! Podobno pływają tam delfiny 😀 Grotte di Nettuno to jaskinia w skale. Jest to jedna z najważniejszych atrakcji Sardynii. Wewnątrz jaskini znajduje się płytkie słone jezioro La Mormora. Cały rejs statkiem łącznie z zwiedzaniem groty trwał jakieś 3h, więc ponownie na plaży byliśmy ok 13:00, gdzie chwilę później spotkałyśmy się z Samuele, kolegą z couchsurfingu.







Grotte di Nettuno
wnętrze Groty di Nettuno

z Samule
Samuele pracuje w Londynie, jednak na miesiące wakacyjne wrócił do Alghero z wiadomych powodów (mam na myśli deszczowy Londyn porównany do słonecznej Sardynii), który zabrał Nas do Lazaretto, jedną z lepszych plaż w okolicach Alghero!! Plaża nie była jakoś bardzo szeroka ale widoki cudowne. Trochę połączenie skał i jasnego piasku. Nie była też jakoś bardzo zatłoczona. Generalnie żadna plaża nie była tam obładowana ludźmi. Co było dziwne to na żadnej z plaż nie było większych fal. Porównując do naszych fal to sardyńskie morze było jeziorem. Wypożyczyliśmy więc później Pedalo haha musiałam napisać tą nazwę :D W języku włoskim oznacza ona rowerek. Ogółem na rowerku fun... jakieś śpiewanie włoskich piosenek (raczej fałszowanie),skoki do wody, niesamowite widoki! 😁.


plaża Lazaretto
Samuele przy okazji uczył Nas trochę włoskich słów. Kilka godzin później Samuele nieco zdziwiony pomysłem jechania stopem do Caglari na południe wyspy (podobno na wyspie tego nikt nie praktykuje) podrzucił nas na drogę wylotową z miasta. Pożegnaliśmy się, a następnie czas szukać jakiegoś kawałka papieru i czegoś do pisania. Na nasze szczęście tuż obok był supermarket gdzie bez problemu sprzedawca dał Nam wszystko co potrzeba czyli karton i czarny pisak!:D Ludzie trochę zdziwieni ale każdy pozytywni życzył powodzenia :D. Pierwszy odcinek drogi Alghero-Sassari (ok 50km) przejechaliśmy bardzo szybko, czekaliśmy może minute. Mało tego Pan który Nas podwoził okazało się , iż prowadzi B&B, dał swoją wizytówkę i zapraszał do odwiedzin podczas kolejnego wyjazdu.

Podrzucił nas na wylotówkę i dalej kolejny etap... droga do Cagliari. Troszkę ciężko bo to jakieś 230km. Trochę Nasz błąd bo chcieliśmy złapać kogoś bezpośrednio. Taka jedynie opcja wchodziła w grę, bo robiło się prawie ciemno, i nie mogłyśmy wylądować po drodze w jakiejś wiosce w której nie byłoby później możliwości noclegu. Wiele osób się zatrzymywało ale większość jechało max 40km ehhh. W zasadzie mało prawdopodobne ze ktoś jedzie tak długą trasę wieczorem i w dodatku akceptuje stopowiczów, gdzie to niby na Sardynii ludzie w ten sposób nie podróżują. :D Po niecałej godzinie oczekiwania stwierdziliśmy, że zostajemy w Sassari.








trasa Alghero-Sassari

Cieżko było troszkę zejść z tej drogi, wszędzie barierki i pas szybkiego ruchu...jakoś daliśmy radę. Sassari to miasto studenckie, drugie co do wielkości w Sardynii (ok 350 000 mieszkańców. Dla porównania w Alghero mieszka jakieś 45 000 ludzi). W zasadzie równie dobre miejsce do odwiedzenia. Szybko zamieściliśmy posta na couchsurfingu, że szukamy noclegu, jednak była już 21:00 czy później i nie było odzewu. Pozostało poszukać hostelu/hotelu. Najtańszy jaki był wolny na ten termin kosztował 19euro a osobę, ale był w odległości wg booking.com 7km od centrum hmmm... sporo ale przecież istnieją autobusy :D . Przechodząc obok jednej z restauracji zapytaliśmy o możliwość dostania się tam komunikacją miejską. Kelner ehhh nie mówił po angielsku ale jakoś z naszą słabą znajomością włoskiego zrozumiałyśmy o czym mówił. Mówił, że nasz hotel jest minimum 10km od centrum haha 😆 Finalnie zabrał Nas i zawiózł na przystanek z którego wg tablicy informacyjnej autobus miał nadjechać za minutę... Minuta minęła, nawet dwie, trzy, osiem i dziesięć...OMG.."patrz Pola autobus zniknął z tablicy!!" HAHA. Pierwsze co zaczeliśmy się śmiać 😀😀. Później "no dobra, co teraz? "
Kawałek dalej była restauracja, gdzie jedna zwariowana włoszka zamówiła nam taxówke. Niestety było już za późno na autobusy, więc była to jedyna opcja dojazdu. Jechaliśmy jakieś 10min. Tuż niedaleko hotelu była już boczna droga, chwilami bez świateł przy drodze. Hotel przypominał bardziej gospodarstwo agroturystyczne, niż typowy hotel. Pierwsza myśl "Gdzie my jesteśmy? Było ciemno, mało ludzi...👀". Co mnie dopiero uspokoiło to rozmowa Pani z taxówki z właścicielką hotelu, która była bardzo sympatyczna. W zasadzie coś tam rozumiem z włoskiego, więc zrozumiałam. Hotel był ładny, zadbany z balkonem i  śniadaniem. Obawy bezpodstawne :D Poza tym hotel miał bardzo dobre opinie na bookingu, również od Polaków. Rano śniadanko o 8:00,  a później pora jakoś dostać się do centrum Sassari! tylko jak? 😀pytając o drogę do centrum właścicieli zaproponowali zabranie się z Nimi autem. Mały ok 3-letni Bambino (dziecko) nieco był zdziwiony. W zasadzie chyba tym naszym szalonym dla niego językiem. Właściciele byli chyba z Argentyny na co wskazywał napis na placach właściciela "Argentyna" i mieszany język hiszpański z włoskim. W pewnym momencie właścicielka powiedziała, że nasz język jest szalony i dla nich naszych kilka naszych zdań brzmi jak jedno słowo 👀 "like Chinese language" 😀😀.
Wysadzili nas w centrum miasta. W zasadzie Sassari było nieplanowanym punktem wyjazdu więc nie było czasu ogarnąć punktów koniecznych do zobaczenia, najważniejsze punkty na szybko wyszukaliśmy na stronkach podróżniczych.
z prywatnym Przewodnikiem :D
















Co było zabawne to drugą zapytaną o drogę osobą był starszy Pan-Włoch, który początkowo wskazał nam w którym kierunku iść, a po sekundzie stwierdził, że jednak zostanie naszym przewodnikiem. Mówił niestety tylko po włosku ale prostymi słowami więc dało radę zrozumieć :D Początkowo myśleliśmy że zaprowadzi Nas na przystanek do Bazyliki i powie "Arrivederci"ale zaprosił na szybkie Cappucino 😮 a później przez jakąś ponad godzinę oprowadzał po mieście, mówiąc co gdzie widzimy. Co było śmieszne to znał chyba całe miasto 😀zatrzymywał się co chwilę witając się z każdym, oraz przedstawiając Nas jako znajomych/podróżnikow z Polski "Buongiorno! Mio gruppo dalla Polonia". Dobrze trafiliśmy bo w niedługim czasie, bez straty czasu na szukanie miejsc zobaczyliśmy najważniejsze miejsca i już ok 13:00 mieliśmy pociąg do Alghero. Sassari niestety nie przylega do morza. Poza tym w mieście jeszcze bardziej gorąco, jakieś 35C w cieniu, w dodatku zero chmur💓.






Następnie kilka godzin leniwego odpoczynku na plaży. Można powiedzieć biznes kwitnie... od jedzenia, zimnych napojów po sprzęty do pływania, ubrania, biżuterię, okulary czy masaż. Wszystko co zechcesz :D
Miejska plaża w Alghero
Spaggia de Bombarde

O 17:00 czekamy na hosta Massimo. Odebrał Nas zaraz po pracy. Jechaliśmy wspólnie na plażę Spaggia de Bombarde. Jest to plaża kilka kilometrów od centrum Alghero z barem na plaży. Później pojechaliśmy na Capo Caccia. Capo Caccia to ogromne skały z których można zobaczyć z dala miasto oraz inne klify. Jest to jakieś 25km drogi z Alghero. Widok niesamowity zwłaszcza przy zachodzie słońca!



poglądowe zdjęcie z lotu ptaka na Capo Caccia
Capo Caccia

Po powrocie do domu typowo włoska Carbonara, sardyńskie winko i wyjście do centrum. Fajny klimat... bar, muzyka przy plaży, mnóstwo ludzi.
Mijały ostatnie godziny na Sardynii więc chcieliśmy je wykorzystać w 100%. Wstaliśmy ok 8:00 (po jakiś 1,5h godziny snu👀) i poszliśmy prosto na plażę. W zasadzie lepiej odespać na leżaku niż w mieszkaniu 😁. Ok 13:00 spotkaliśmy się z Vittorio, z którym pojchaliśmy skuterem na inna plaże, która byłą nieco za miastem. Była sobota więc plaża była na maxa przepełniona (tzn. nie tak oczywiście jak w weekend w Skorzęcinie w upalny dzień ale też dużo). Cały czas powtarzaliśmy Vittorio, że zostajemy i że może wyrzucić nasze paszporty.

Co jest śmieszne prawie tam zostaliśmy. Lot powrotny był o 19:00, tak więc o 18:30 były zamykane bramki check-in. Mieliśmy zapas czasowy idąc na przystanek autobusowy ale finalnie autobus nie przyjechał, wypadł kurs albo coś ehh! godzina 18:30 czyli za chwilę zamykają bramki, a my jeszcze z miasta nie wyjechałyśmy mając 10km do lotniska. Szybko poprosiliśmy kogoś o zamówienie taxówki(żeby nie było już problemu ze zrozumieniem w j. angielskim) ale w centrali powiedzieli ze czas oczekiwania 10-15min! Whaaaaaat?! Kierowca przyjechał 20min przed wylotem, miły gościu wziął sobie do serca ze o 19:00 musimy wylecieć więc dodusił gazu. Wpadłyśmy na lotnisko 18:53 i prosto wepchnęłyśmy się w kolejkę do check-in... Ludzie trochę zdziwieni bo w tej całej sytuacji nie zdążyłyśmy się przebrać wpadłyśmy tam w mokrym bikini, szortach i lekkich bluzeczkach. Pan z odprawy zadzwonił gdzieś o kogoś i jakoś się udało. Przepuścił nas jako pierwsze do odprawy, w zasadzie nie sprawdzali Nam dokładnie walizek tylko kazali biec. Przy GATE już nam się zapytali "Pola and Marta?" "Si, claro!"Wbiegłyśmy do samolotu...wszyscy już czekali. Ale to było dziwne bo samolot był prawie pusty..ok 30osób tak na oko. Pierwsza myśl "Nieee! Trzeba też było zostać!😌 Tal mało ludzi to znak, że nikt nie chce wracać 😀"
Ale cóż, samolot ruszył. Lot trwał 2h10min więc ok 21:00 byliśmy na miejscu w Katowicach (cena biletu Alghero-Katowice: 20euro). W Katowicach było zimnooo ok 15stopni i deszcz. Wcale dziwnie to nie wyglądało jak wyszłyśmy w japonkach i stroju plażowym😀. Wtedy dopadła najgorsza depresja. Dodatkowo jeszcze myśl że jest 21:00,a w domu będę o 8:00. Lotnisko w Katowicach jest oddalone od dworca głównego o ok 35km. Żeby było śmieszniej był problem z komunikacją autobusową. Taxówki od 200-300zł Wooow!! Finalnie zabraliśmy się jakimś busem którym fartem dojechałyśmy 4min przed odjazdem pociągu... kolejny fart :D Droga pociągiem z Katowic do Gniezna z przesiadką 00:30-8:00 do przyjemnych nie należała, ale na szczęście były miejsca siedzące :)

THE END 😞